Mieć Ciastko i Zjeść Ciastko

with Brak komentarzy
angielski fundusze tania nauka
Wiele osób uważa naukę języka za wydatek. Chętniej wydaje się kasę niż myśli o budżecie czy oszczędzaniu.
Czemu zajmując się edukacją językową poruszam kwestię kasy? Już wyjaśniam. Według mnie edukacja to inwestycja. Jeśli brak funduszy stanowi dla kogoś przeszkodę, podzielę się sprawdzonym sposobem.
 
Parę lat temu prowadziłam zespół i przyuczałam młodzież do pracy w restauracji. W tym fachu nie zarabia się kokosów. Pracownikom narzekającym na kasę proponowałam zaczynać obiad od deseru. Dobrze widzisz. 

Kasa na naukę angielskiego

Lata temu natknęłam się na tą metodę. Wprowadziłam w życie i nigdy nie żałowałam. Jest super prosta i skuteczna.
 
Polega na zastosowaniu „pie chart” do swojego budżetu. W pierwszej kolejność dzieli się swój tort, czyli wszelkie dochody, na pół. W tej połowie, a dokładniej 55%, zawieriają się wszelkie miesięczne koszta stałe. Pozostałą część dzielimy na pięć części: cztery po dziesięć i jedną pięcioprocentową. 
 
55% koszta stałe – czynsz, media, telefon, subskrypcje etc
 
10% inwestycje krótkoterminowe
 
10% inwestycje długoterminowe
 
10% edukacja
 
10% rozrywka
 
5% cele charytatywne

SWOT 

Komuś może przejść przez myśl “nuda”. Albo „moje wydatki stanowią więcej niż 55% moich dochodów”, nie mam z czego oszczędzać. Co wtedy?
 
Opcje są dwie: mniej wydawać lub więcej zarabiać. Proste, prawda?
 
Z wielu rozmów deserowych wynikało, że rozmówca czuł opór przed nieznanym lub przytłoczenie wymaganymi zmianami. Wtedy zwykle zachęcałam do narysowania własnego tortu i przypisaniu mu liczb. Tyle. Tylko tyle i aż tyle. Ta stosunkowo prosta czynność zmusza do zebrania i unaocznienia przychodów i wydatków. 
 
Dzięki temu widać gołym okiem gdzie się rozpływa kasa
 
Wiem też od osób, które posłuchały, zrobiły pierwszy krok i podjęły odpowiednie działanie, że dobrze na tym wyszły. 
 
Kreatywny i towarzyski barman dzięki tej metodzie opłacił swój kurs projektowania graficznego i po około roku odszedł z zespołu. Sommelier, która wydawała sporą kasę na buty, ale w sytuacji awaryjnej nie miała skąd brać, po przeorganizowaniu swojego budżetu pozbyła się części butów, wpłaciła pieniądze ze sprzedaży na konto inwestycyjne i z tego, co słyszałam wyjechała uczyć się i pracować w winnicy w Australii:)
 
Jak widać jest to zbalansowane podejście. Uwzględnia rozrywkę, no bo kto chciałby tylko sobie odmawiać, i umożliwia rozwój? Konto edukacyjne jest tak naprawdę inwestycją w siebie.
 

Uproszczenie

Kiedy wprowadzałam ten podział u siebie zależało mi na zautomatyzowaniu przekierowania środków, tak żebym nie musiała się tym zajmować co miesiąc, nie zapomniała, nie zniechęciła się. Mój bank nie umożliwiał mi procentowych przelewów, więc utworzyłam podkonta i ustaliłam stałą kwotę. Nadal przelewam miesięcznie określoną kwotę na konto edukacyjne, z którego finansuję kursy i książki. Jedno z kont inwestycyjnych po zmianie pracy przekształciłam w udziały.
 
Ten prosty model pochodzi z MMI, programu Millionaire Mind Intensive T Harv Eker’a.
Pierwszy raz spotkałam się z nim w “Kobieta Niezależna”.
 

Mam nadzieję, że się wam przyda.